O tym, dlaczego zawsze trzeba podpisać z fotografem umowę

Strasznych historii ciąg dalszy. Tym razem historia prawdziwa. Ustna umowa z fotografem – aby przestrzec i uchronić innych.

Podpisana umowa z fotografem jest koniecznością. Nie tylko z fotografem zresztą – z kamerzystą, DJ-em, restauracją… Brak umowy może doprowadzić do sytuacji takiej, jak poniżej opisana.

Zachowanie pana fotografa można skwitować jednym zdaniem:

Nie mamy Pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?
A niewiele można zrobić, jeśli nie mamy dowodów.

Wszystko zaczęło się od tego, że dostałem zapytanie, czy jak dostanę surowe zdjęcia od fotografa będę w stanie je obrobić. Zapytałem o co chodzi, a w odpowiedzi dostałem poniższą historię.
„W lutym 2015 poprosiliśmy pana X. o obsługę fotograficzną naszego wesela. Umówiliśmy się na reportaż w cenie 700 zł, który miał zawierać zdjęcia z wyprowadzenia z kościoła do sali weselnej. Dodatkowo umówiliśmy się na sesję zdjęciową. Jej koszt miał być uzależniony od tego, ile wybierzemy zdjęć z sesji. Koszt jednego zdjęcia sesyjnego to 65 zł za sztukę, z czego mieliśmy wybrać 10 zdjęć. Niestety nie spisaliśmy umowy pisemnej, daliśmy 400 zł zaliczki. Po weselu, przy wyborze zdjęć pan fotograf stwierdził, że zdjęcia z wyprowadzenia, kościoła i sali weselnej są zdjęciami sesyjnymi. Nie zgodziliśmy się na to i od tego momentu zaczęły się problemy, aby umówić się z panem. Po jakimś czasie kontakt się urwał.

Próbowaliśmy skontaktować się z panem fotografem.
Pisaliśmy SMS-y, dzwoniliśmy. Po pewnym czasie, mimo że telefon był włączony, nieznane numery nie były odbierane. Próbę kontaktu podjęliśmy także za pomocą dzielnicowego, w efekcie czego wysłaliśmy pismo, że ma wydać zdjęcia. Niestety nie ustosunkował się do pisma. Nie mogliśmy spotkać pana na mieście, bo nie mieszkamy w tym mieście na stałe. Po pewnym czasie poszukiwań dowiedzieliśmy się, że nie jesteśmy jedynymi osobami, którym pan fotograf nie oddał zdjęć. Większość klientów mówiła, by szukać tego pana i zdjęcia odebrać siłą perswazji lub innymi skutecznymi sposobami. Mimo wysyłania pism na adres atelier pan fotograf nie był osiągalny.

W końcu sprawdziłam stronę CiDG i znalazłam adres, pod którym znajdował się jego zakład. Niestety pod tym adresem nikogo nie zastawaliśmy. Szukaliśmy znów pomocy u dzielnicowego i poprosiliśmy, aby przekazał do owego pana prośbę o kontakt. Pan fotograf stwierdził, że wie o co chodzi, ale nie miał namiarów na nas, dlatego się nie odzywał. Na zapewnieniach się skończyło i znowu prosiliśmy o kontakt i spotkanie.

W końcu pan zaprosił nas do kancelarii prawnej w celu podpisania pisma, że zrzekamy się jakichkolwiek roszczeń w stosunku do niego i odbieramy zdjęcia, za każde z nich płacąc po 65 zł (zdjęcia z domu, kościoła czy sali weselnej), gdyż są to zdjęcia sesyjne.
Na pytanie „w jaki sposób nas pan ustawiał w kościele?” mówił, że przecież mówił jak zakładać obrączki (ślub grekokatolicki, obrączki zakłada ksiądz). Nasze spotkanie skończyło się niepowodzeniem, gdyż nie było woli ugody. Po tym spotkaniu ustaliliśmy z mężem, że sprawę kierujemy na drogę sądową. Tak w 2018 sprawa znalazła swój bieg w sądzie. Sprawa toczy się z powództwa cywilnego o zapłatę zadośćuczynienia z powodu start moralnych, jakie ponieśliśmy w skutek braku zdjęć od 2015 roku.

Od pierwszej rozprawy sędzina chciała, abyśmy udowodnili jaka była umowa z fotografem, gdyż zeznania obu stron są dość rozbieżne.
Poprosiła o spotkanie ugodowe, do którego doszło w obecności naszych pełnomocników. Pan fotograf stwierdził, że za naszą obsługę weselną powinien dostać 37000 zł, gdyż musi z czegoś utrzymać swoje atelier. Do ugody nie doszło. Dzięki świadkom udowodniliśmy, że w momencie zawierania umowy byliśmy oboje z mężem. Fotograf twierdził, że byłam sama. Dodatkowo zeznawał, że wyjątkowo z nami nie podpisał umowy pisemnej, bo mi zaufał.

Według świadków, którzy zeznawali w sądzie nie podpisywał z nimi umowy. Mało tego, po wykonanej usłudze znacznie podwyższał swoją cenę. Z niektórymi się rozliczył na znacznie wyższą kwotę lub, tak jak z nami, nie odzywał się i spotykał dopiero na sali sądowej. Na przyprowadzenie świadków, którzy są pokrzywdzenia w pewnym sensie tak ja my sędzina odpowiada, że „w taki sposób można sprowadzić pół miasta”. Niestety ten epitet nie jest zapisany w protokole sprawy. Z dotychczasowych rozpraw tylko dwie były nagrywane przez kamery. Kamery potrafią być wyłączone w środku sprawy, a sędzina oddala mikrofon, by nie było słychać dobrze tego co mówi.

Na czwartej rozprawie sędzina stwierdziła, że powinniśmy się dogadać, bo wyrok może być niekorzystny dla dwóch stron. A to dosyć słynny i znany fotograf. Wezwaliśmy biegłego fotografa, by wydał opinie i wycenę zdjęć. Fotograf trzykrotnie nie wydał zdjęć do wyceny. Sędzina twierdziła, że będą z tego ujemne skutki dla fotografa lecz ich brak .

Biegły wydał pozytywną opinię na naszą korzyść lecz sędzina zbytnio nie bierze jej pod uwagę.
Według naszego adwokata sędzina za bardzo nie wie, jaki ma wydać wyrok i sprawa będzie oddalona, ponieważ na każdej rozprawie namawia nas do ugody. Daliśmy szansę ugody, ale warunkiem było pokrycie wszystkich kosztów sądowych po stronie pozwanego, a za zdjęcia wynagrodzenie w wysokości 2500 zł. Niestety pan chce 6000 zł i koszta sądowe po naszej stronie, więc do ugody nie doszło. Tym bardziej, że pan fotograf miał dużo szans z naszej strony. On niestety nawet nie podjął próby kontaktu z nami, aby przekazać nam zdjęcia i odebrać pieniądze.

Fotograf podczas zeznań powiedział, że mógł nie sprecyzować co zawiera płyta za 700 zł (czyli według nas reportaż). Teraz chce ugody i wydania zdjęć za 5000 zł”.
Historia mówi sama za siebie. Umowa z fotografem nie została podpisana – możliwość dochodzenia swoich praw jest ograniczona.

Zapraszam zainteresowane pary do kontaktu, no i standardowo do śledzenia mnie na Facebooku i Instagramie.